Jeśli posiadasz konto na portalu - zaloguj się, jeśli go nie posiadasz zarejestruj się.
Jak każdy fotografujący, na co dzień obserwuje pogodę i mam w związku z nią różne plany fotograficzne, jednak ta zima jest nietypowa i nie przewidywalna. Długo było ciepła a ja od dawna planowałam wyjazd na mazury odwiedzić kolegę, aby z jego czatowni fotografować drapieżniki. Kiedy prognozy przepowiadały w najbliższym czasie zimę, wsiadłam w samochód i pojechałam, choć u nas w Wielkopolsce była jeszcze temperatura dodatnia. Na miejscu zastałam podobną pogodę, ale był, chociaż śnieg. Jednak jesienne temperatury miały się wkrótce zmienić za sprawą nadciągającego rozległego wyżu z nad Rosji. Oczywiście pierwsza poranna zasiadka była jeszcze dość przyjemna ze względu na pogodę, ale kolejne do przyjemnych już nie należały, bo rankiem temperatura spadała do – 17 C. Udaliśmy się rano na miejsce zasiadki rozstawiliśmy sprzęt i w oczekiwaniu na świt cicho rozmawialiśmy. Nareszcie świt na drzewach przysiadały kruki i jak to one wydawały z siebie najróżniejsze dźwięki. Wczesnym rankiem pojawił się jastrząb usiadł na pobliskim konarze i po chwili zrezygnował z uczty i odleciał. Myszołowy meldowały swoją obecność, lądując przy padlinie na chwilę, jakby sprawdzały teren. Tylko sójki odważnie korzystały z stołówki.www.replicabag.me
Ranek zaczął się na dobre, zrobiło się już jasno a ja w pewnej chwili zauważyłam po prawej stronie lisa, który spacerował w oddali pod lasem. Był zbyt daleko i krzaki przeszkadzały, żeby go fotografować. Przeszedł na lewą stronę ustawił się względem wiatru wyczuł przekąskę natychmiast zrobił zakręt i powolutku zaczął zbliżać się od zawietrznej. Myślę „dobra nasza, będzie można pstryknąć rudzielca”, Kiedy był już w odpowiedniej odległości zrobiłam kilka ujęć szerszego kadru. Przystanął usłyszawszy migawkę, ale się nie wystraszył się dalej odważnie zmierzał do wyłożonej przynęty. Kiedy stanął bardzo blisko przynęty starałam się zrobić atlasik tego pięknego zwierzęcia. Wcisnęłam migawkę a lis natomiast wykonał nieprzewidziany manewr zamiast odskoczyć po trzasku migawki gwałtownie zaczął szturm na aparat myśląc ze to jego potencjalna ofiara. Strach mnie obleciał, bo wyglądało na to, że zaatakuje sprzęt, a to nówka obiektyw i szkoda by było. Podbiegł na taką odległość, że już się nie mieścił w GO i zatrzymał się kilka centymetrów od obiektywu chwilę powęszył ,odskoczył w bok zapewne wyczuwając nasz zapach i poszedł w las... Emocje jak dla mnie wystrzałowe, ręce mi drżały, a Zbyszek tylko śmiejąc się z moich obaw pytał „Zrobiłaś go?”. A przecież trudno by było go nie sfotografować, przecież sam się pchał przed mój obiektyw. Pierwszy raz miałam taką przygodę jak wytłumaczył mi kolega mieliśmy ku temu dobra okazje wiatr był odpowiedni i lis nie mógł nas z tej pozycji wcześniej wywęszyć.
Uwielbiam przyrodę za jej nie przewidywalność, że mnie tak mile zaskakuje daje prezenty w postaci pięknych ujęć a czas spędzony na fotografii przyrodniczej pozwala zapominać o obowiązkach i szarości dnia codziennego.
Tekst i foto: Halina Kubiak
pasjonatów i miłośników o różnorodnym doświadczeniu i osiągnięciach.
Komentarze7
Słyszałem o tej historii :) u mnie było bardzo kiepsko myślę że przez pogodę było za ciepło i towarzystwo skrzydlate siedziało na drzewach i się opalało:) Lisek pierwsza klasa
Fajna spotkanie, ciekawie opisane-:)
Bardzo fajne fotki zwłaszcza ta ostania jak idzie na Ciebie. Opowiadanie czytało sie lekko i pryzjemnie :)
fota nr 1 pierwsza klasa!
Dziękuje za komentarze.:) Serdecznie pozdrawiam.:)
Halina, emocje sięgnęły zenitu. Super spotkanie , emocje no i oczywiście zdjęcia.Jak dla mnie 1 i 3-ka. Pozdrawiam
Od kilku dni tu jestem więc i komentarz nieco nie na czasie ale... Podobny przypadek z podejściem Mykity, 29 grudzień 2012, czyli zima a pogoda niczym piękna złota jesień. Wcześniej przez kilka dni z rzędu nęciłem drapieżne. Kończyło się te kilka dni wolnych od pracy więc dałem sobie na luz z nęciskiem. Ów poranek i piękne słońce zachęcało do wyjścia w teren. Namówiłem żonę na długi spacer ze śniadaniem w naszej czatowni. Tak też się stało. Zasiedliśmy w czatowni i żona wyjęła kanapki. Jedna z nich spadła na glebę. Starym zwyczajem, kanapka wylądowała na przedpolu czatowni. Kilka minut po tym czasie zjawił się on, rudy jegomość. Wiatr sprzyjał a zwierz nie reagował zupełnie na trzask lustra. W pewnym momencie zbliżył się tak, że mogłem zrobić portret, gdyby tylko otwór pozwolił na ów kadr. Coś jednak zwierza zaniepokoiło i zaprzestał konsumpcji na miejscu. Porwał kanapkę i uszedł w młodnik. Kto by pomyślał, że przyszedł na chleb z serem na ziołach... Pozdrawiam :)